Azyl w Rapperswilu

 
azyl1
Fot. EAST NEWS
 
W Rapperswilu, mieście róż nad Jeziorem Zuryskim, stoi średniowieczny zamek. Od 140 lat jest wizytówką Polski. O nasz prestiż walczy w nim garstka zdeterminowanych kobiet.
     Opublikowany w 2010 r. artykuł niestety w dużej mierze nie stracił swej aktualności.
 
 
azyl2
Fot. Monika Rogozińska
 
Kobiety Rapperswilu.
Od lewej: Jadwiga Wator, Małgorzata Zakrzewska-Darlińska, dyrektor Anna Buchmann, Ewa Wąsik
 
 - Napisz, że nazwałaś mnie potworem z Rapperswilu! - z furią naciera Bruno Hug.
Do gabinetu właściciela lokalnej gazety "Obersee Nachrichten" weszłam, wyrażając od progu radość, że usłyszę opinie słynnego "monster" pragnącego wyrzucić Muzeum Polskie w Rapperswilu z zamku.
Hug żongluje argumentami, które pokazują, że muzeum nie zna, choć redakcja znajduje się w kamienicy u stóp zamku.
- A co by Polacy powiedzieli, gdyby ktoś wydzierżawił na wiele lat serce i symbol Warszawy, Pałac Kultury? - atakuje.
Gdy mówię, że to świetny pomysł, sięga po inną broń.
- A gdyby wasz symbol narodowy, kopalnię, w której pracował Lech Wałęsa, wydzierżawili Rosjanie?
Znowu wyjaśniam. Hug dziwi się, że udało mi się z nim spotkać.
     Nagle prowadzi mnie na taras. Pada śnieg. Z prawej strony wznosi się zamek. Przed nami jezioro we mgle. Chmury zasłaniają Alpy.
- Patrz! Zamek jest najwspanialszym obiektem nad całym jeziorem, naszą tożsamością - mówi. - Mnóstwo ludzi przypływa tu statkami z Zurychu. Dlaczego w takim miejscu mają napotykać polską historię? Zamek należał do Habsburgów. Stoi na szlaku św. Jakuba. Powinien służyć naszemu społeczeństwu i kulturze. Jest symbolem miasta o tysiącletniej historii. Powinniśmy ją pokazać. To ważne dla identyfikacji młodych ludzi. Jeśli pożyczasz komuś dziedzictwo narodowe, to masz prawo do jego zwrotu.
- Co chcielibyście zrobić z odebranym piętrem zamku? - pytam.
- To nasza sprawa. Nie musimy się tłumaczyć - ucina rozmowę.
 
 
Koktajl na cmentarzu
 
- To demagogia.  Polacy nie tylko uratowali i odbudowali zamek, ale przez 140 lat współtworzyli jego historię. Skreślenie tego będzie sprzeczne z tożsamością Szwajcarów - wyjaśnia Anna Buchmann, dyrektor muzeum. - Neutralność, prawo azylu dla prześladowanych i wypędzonych, wolność stanowią jej istotną część. Imigranci w dużej mierze współtworzyli kulturę i gospodarkę Szwajcarii, której co czwarty mieszkaniec nie jest Szwajcarem.
     Zamek już by nie istniał, gdyby nie przybył tu powstaniec listopadowy Władysław Broel-Plater. Miasto planowało rozebrać warownię na budowę grobli. Historia zamku nie była barwna. Odkąd w XV w. przeszedł z rąk Habsburgów na rzecz Związku Szwajcarskiego był siedzibą poborcy podatkowego, strażnicą, więzieniem, stajniami, składnicą lodu. Życie tchnął w zaniedbany zamek dopiero hrabia Plater. W 1870 r. wydzierżawił go na 99 lat, wyremontował i utworzył w nim Muzeum Narodowe Polskie. Postanowił pokazać dorobek nieistniejącego państwa, "obraz Polski pod względem historycznym, naukowym, literackim i artystycznym". Dary emigrantów: zbroje, obrazy, rzeźby, mapy, licząca ponad 90 tys. woluminów biblioteka, utworzyły cenną kolekcję. Urna z sercem Kościuszki podniosła rangę muzeum.
     Na małym dziedzińcu zamku odwiedzam grobowiec Władysława Platera, jego żony i Henryka Bukowskiego -  powstańca styczniowego, darczyńcy muzeum, który w Szwecji od sprzedawcy w sklepie doszedł do funkcji antykwariusza królewskiego. Dziś na tym dziedzińcu restauracja, która dzierżawi również parter i I piętro zamku, urządza koktajle. Obok grobowca umieszczono tablicę poświęconą Stefanowi Żeromskiemu. Nasze "sumienie narodu" mieszkało tu z pierwszą żoną i pasierbicą, pracowało w bibliotece cztery lata, chorowało i Rapperswilu nie znosiło. Plater pragnął muzeum przekazać wolnej Polsce, Żeromski się uparł, żeby testament hrabiego wykonać. Przekonał do tego II Rzeczpospolitą. W 1927 r. w 13 wagonach specjalnego pociągu przewieziono zbiory do Warszawy. Wojna większość zniszczyła.
     Umowa Platera o dzierżawę zamku nie wygasła. II Rzeczpospolita urządziła tu kolejną placówkę: Muzeum Polski Współczesnej. Promowało gospodarkę i kulturę odradzającego się państwa.
     Po wybuchu wojny Szwajcaria internowała 13 000 polskich żołnierzy 2. Dywizji Strzelców Pieszych, którzy wycofali się z Francji. Władze umożliwiły kształcenie się internowanym. Istotną rolę w tej misji odegrało muzeum, prowadzone mocną ręką przez Halinę Jastrzębowską-Kenarową, finansowane przez rząd londyński.
     Po wojnie kres "reakcyjnemu" muzeum położyli Jerzy Putrament i Julian Przyboś, dyplomaci PRL w Bernie. W zamku szykowali centrum propagandy komunizmu. Kiedy do Rapperswilu zaczęły zjeżdżać portrety Stalina, miasto zerwało umowę dzierżawy. Wyrok sądu uprawomocnił decyzję. W 1952 r. zamek wrócił do gminy grodzkiej. Zbiory zabrał PRL.
 
 
Zaszczyt czy fioł
 
Polscy emigranci nie zrezygnowali. Byli internowani żołnierze wystąpili do gminy Rapperswil o pokój w zamku. Zaczęli przysyłać dary, urządzać wystawy. Poprosili o następny pokój.
     Po wystawie i sympozjum w 500-lecie urodzin Kopernika gmina zgodziła się w 1975 r. wydzierżawić piętro trzeciemu już Muzeum Polskiemu w Rapperswilu. Wspierał je ojciec profesor Józef Maria Bocheński, dominikanin, filozof i rektor Uniwersytetu we Fryburgu. Na plecach przyniósł fotel z dawnego mieszkania Henryka Sienkiewicza. Podstawy finansowe stworzył mecenas kultury i prawnik Julian Godlewski.
- Bez sympatii Szwajcarów do Polaków to muzeum by się nie odrodziło. Znowu dano nam azyl - mówi Anna Buchmann, dyrektor muzeum. - Dlatego obecna ekspozycja prezentuje trwające od wieków związki między Szwajcarią i Polską.
     Kilka salek drugiego piętra umożliwia pokazanie tylko części zbiorów. Dzięki nim Szwajcarzy się dowiadują, że ich narodowa marka, zegarki Patka, została założona przez powstańca listopadowego. Jest tu maska pośmiertna Chopina, klawiatura Paderewskiego do ćwiczeń w podróży i składany stolik do gry w karty. Salę odczytową i koncertową zdobią obrazy Fałata, Wyczółkowskiego, Chełmońskiego, Malczewskiego, Axentowicza... W krużgankach i baszcie organizowane są czasowe wystawy. Szwajcarzy lubią nasze stroje ludowe, szopki, rękodzieło.
- Muzeum odwiedza ponad 12 tys. osób rocznie, głównie cudzoziemców. Gości też studentów i naukowców z Polski.  Spędzają swoje urlopy i wakacje, całymi dniami archiwizując i opisując zbiory, które wciąż są powiększane przez darowizny - mówi Anna Buchmann. - Łapią bakcyla rapperswilskiego. Śmiejemy się, że trzeba mieć fioła, żeby na takich warunkach jak my tu pracować.
Biblioteka ma książki i mapy drukowane od XV w. Potrzeba pieniędzy na ich konserwację.
     Naszą rozmowę przerywa dzwonek. W drzwiach biblioteki staje młoda, ładna kobieta. Jedno małe dziecko ma na ręku, drugie trzyma za rękę. Przedstawia się. Po studiach w Krakowie podążyła za mężem skrzypkiem i jego karierą po Europie. Mieszka koło Zurychu. Chciałaby robić coś pożytecznego. Proponuje zorganizowanie cyklu koncertów na zamku. Pani dyrektor uprzedza, że nikt na tym nie zarobi.
- Ależ zagranie tutaj to zaszczyt - słyszymy odpowiedź.
     Muzeum funkcjonuje dzięki pracy grupy takich kobiet, emigrantek, wolontariuszek. Jedne zatrzymało za granicą ogłoszenie stanu wojennego w ojczyźnie, inne wyszły za mąż za Szwajcarów. Żadna nie mieszka w Rapperswilu. Dojeżdżają pociągami. Nie dostają wynagrodzenia - muzeum nie ma funduszy na etaty. Wykształcone, odchowały dzieci, przyszły tu z potrzeby służenia Polsce. To one napisały apel o ratowanie muzeum, kiedy Bruno Hug rozpętał akcję zmierzająca do usunięcia Polaków z zamku. Dzięki Internetowi apel wkrótce podpisało ponad 15 tys. osób, co zrobiło wrażenie na władzach miasta.
 
 
Polska nie istnieje
 
Władze miasta Rapperswil są życzliwe muzeum. Trzeba jednak przekonać do niego nowe pokolenia mieszkańców.
- Polacy byli kiedyś chętnie widziani w Rapperswilu. Etos emigrantów pozbawionych państwa spotykał się ze współczuciem i sympatią - mówi Szwajcar prof. dr German Ritz, wykładowca języka polskiego na Uniwersytecie w Zurychu, wiceprezes Towarzystwa Przyjaciół Muzeum Polskiego w Rapperswilu prowadzącego placówkę. - Życzliwy klimat wokół aspiracji wolnościowych Polaków utrzymał się w czasach PRL. Teraz Polska jest wolna. Tutejsi mieszkańcy przestają rozumieć trwanie obcego mitu narodowego na ich terenie. Polska miała kiedyś przedstawicieli ważnych dla Szwajcarii. Dzięki takim ludziom jak Gabriel Narutowicz, pionier elektryfikacji naszego kraju, czy ojciec Bocheński ośrodek w Rapperswilu był nietykalny. Dziś brakuje autorytetów i symboli. W świadomości Szwajcarów obecna Polska nie istnieje albo ma niedobrą prasę. Wasze miasta z niczym się nie kojarzą. Nie widać nic, co by do waszego kraju przekonywało - uważa Ritz.
     Sprawa Rapperswilu ujawnia brak wizji i strategii promocji Polski. Pomoc czy współpraca z muzeum zależą od dobrej woli osób piastujących różne stanowiska w polskich instytucjach i urzędach.
- Dotąd nie wypracowano modelu współpracy z placówkami kulturalnymi na emigracji. Brakuje regulacji prawnych - mówi Anna Buchmann. - Polska mogłaby tu prezentować swój intelektuany i artystyczny potencjał. Zaciekawiać. Muzeum powinno być oknem Polski.
     Plater postawił tu Kolumnę Wolności z napisem: "Niespożyty duch Polski stuletnią krwawą walką protestujący przeciw ciemiężącej go przemocy z wolnej ziemi Helwetów przemawia do sprawiedliwości Boga i świata". Dziś ludzie mówią już innym językiem.
     Nie demonizujmy Szwajcarów, przeciwników muzeum. Ich postawa wynika z naszych zaniedbań. W tym roku jest szczególna okazja: 140-lecie powstania muzeum. Trzeba pomóc unowocześnić ekspozycję z anachronicznie prezentowaną Polską, uatrakcyjnić stronę internetową, współorganizować wydarzenia kulturalne, zapewnić pensje personelowi przez cały rok, wpisać Rapperswil do świadomości Polaków i kalendarzy polityków. Obecny prezydent ani premier tu nie dotarli.
     Placówka ta przetrwała próbę zniszczenia przez komunistów z PRL. Dziś zabić ją może obojętność wolnej Polski.
 
 
Muzeum Polskie w Rapperswilu
+W zbiorach muzeum:
Biblia Wujka, "De Revolutionibus..." Kopernika (1565), "Kronika polska" Kromera, maska pośmiertna Chopina. obrazy m.in. Axentowicza, Chełmońskiego, Czapskiego, Kossaka, Brandta, Wyczółkowskiego, miniatury Lesseura, Pamiątki po Paderewskim...
 
Publikacja:
Monika Rogozińska
Rzeczpospolita, 26-02-2010

Komunikat

...