Wyspy Dobra - 2

 
PB048795 Lurin 320x240
- Sieroty nie potrzebują sierocińców. Sieroty potrzebują rodziców - mówi ksiądz Sebastian Kołodziejczyk. Prowadzi eksperymentalny dom dziecka, jedyny taki w Peru. Na miejsce w nim czeka kolejka dzieci. Z góry z cmentarzyskiem preinkaskich grobowców, gdzie stoimy, teren z boiskami, ogrodem, kościołem, schludnymi budynkami wygląda jak oaza. Napierają nań slumsy - morze nieszczęść i zła. Horyzont zamyka zamglony Pacyfik.
Ową oazę Dobra w Lurin na wybrzeżu Oceanu Spokojnego w 1986 r. założył 62-letni ojciec Józef Walijewski z diecezji La Crosse w Wisconsin. Choć urodził się w USA, to uważał się za Polaka. Papież Jan Paweł II podczas odwiedzin Peru złożył ofiarę na cel dobroczynny. 50 tys. USD przekazano ojcu Józefowi na jego eksperyment – rodzinny dom dziecka. Pracował w nim przez 18 lat, do śmierci. Swego następcę rozpoznał w 1991 r. w młodym Polaku, który pracował jako wolontariusz w organizacji charytatywnej. Sebastian przyjechał do Peru po trudnym przeżyciu. Chciał być misjonarzem. Z seminarium zakonu misyjnego wyrzucono go na trzy lata przed święceniami.
- Za brak pokory? – pytam.
- Chyba tak - uśmiecha się ksiądz Sebastian.
Ojciec Józef wysłał młodzieńca na studia do Limy, a potem do Detroit. Ze Stanów Zjednoczonych Sebastian wrócił jako ksiądz.
- Ojciec Józef miał wtedy 76 lat. Wychował mnie na swego zastępcę. Zostałem dyrektorem domu rodzinnego w Lurin - opowiada. Rozmawiamy na zboczu góry przy grobie ojca Józefa w listopadzie 2012 r.
  PB048765 Lurin 640x480  PB048752 Lurin 360x480
            W Casa Hogar Juan Pablo II - Domu Rodzinnym im. Jana Pawła II w Lurin osiem małżeństw wychowuje po ośmioro dzieci. Każda rodzina ma osobne mieszkanie.
- Staramy się przyjmować dzieci od 5-6 roku życia, choć i przyjęliśmy kilkumiesięczne bliźnięta, braci naszej dziewczynki. Po skończeniu 18 lat muszą odejść. Nie wystawiamy ich nagle za drzwi tylko przygotowujemy do samodzielności i utrzymujemy z nimi potem kontakt. Pomagamy znaleźć pracę. Niektórzy kończą studia – mówi ks. Sebastian. - Największym problemem jest znalezienie do nas rodziców. Jesteśmy wymagający. Problemem są też szkoły. Państwowe, to strata czasu. Nie uczą, nie interesują się dziećmi. Zmuszamy nauczycieli do zajmowania się nimi. W tym kraju sieroty są gorzej traktowane. Marzę o założeniu szkoły, najlepszej w Lurin. Utrzymywałaby nasz dom, bo jest ogromne zapotrzebowanie na dobre szkoły niepubliczne. Ale taka inwestycja wymaga pieniędzy.
          Ksiądz Sebastian co roku przez parę miesięcy objeżdża parafie amerykańskie, żeby zdobyć fundusze na istnienie domu.
- Pomagają mi też znajomi. Pozwalam się zapraszać na golfa – śmieje się. Od gry w golfa zdecydowanie woli latanie na paralotni.
- Czy sąsiedzi ze slumsów wam nie zagrażają? – pytam.
- Co dwa lata organizujemy misje okulistyczne. Przyjeżdżają lekarze wolontariusze z USA. Przywożą kontener sprzętu. Tysiące ludzi ze slumsów przechodzi przez nasz dom. Dostają badanie oczu, okulary, operacje zeza, których nikt tu inny nie robi czy zajęczych warg. Już 11 misji okulistycznych, laryngologicznych, chirurgicznych zorganizowaliśmy współpracując ze szpitalami także w Limie, Arequipie, Trujillo, Iquitos…
          Ksiądz używa liczby mnogiej: zorganizowaliśmy, zrobiliśmy… Za wszystko odpowiada sam. Pomagają mu zatrudnieni pracownicy. Jest wolontariuszka z Polski. W domu mieszkają dwaj starsi księża rezydenci. W niedzielę służy, jako kapłan także w innym domu dziecka. I jeszcze ja przekazuję prośbę więźniów Polaków zatrzymanych za przemyt kokainy o wizytę księdza w rozrzuconych wokół Limy więzieniach…
- Pan Bóg daje tyle sił ile trzeba do zadań jakie stawia – uśmiecha się ks. Sebastian. – W naszym domu tylko część dzieci jest sierotami. Pozostałe, to dzieci odrzucone, opuszczone przez własnych rodziców. Głęboko poranione, cierpiące. Brak miłości to straszna choroba. Brak miłości ludzie kompensują nałogami, które niszczą ich i otoczenie. Życie ludzkie bez miłości jest nie do utrzymania. Nam na tych dzieciach zależy. Kochamy je jak własne. To najlepsze lekarstwo. Mam nadzieję, że nauczą się nim dzielić.
         Na grobie ojca Józefa wyryty został napis: „Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w moje imię, mnie przyjmuje. Mateusz 18,5.” Z wizerunku obok, tak jak w kościółku rodzinnego domu dziecka, patrzy na nas, na Lurin i Pacyfik egzotyczna Czarna Madonna z dalekiego kraju, z Polski.
 
PB048747 Lurin 640x480
 
Zdjęcia: Monika Rogozińska
 
Strona internetowa Casa Hogar Juan Pablo II:

Komunikat

...